Izera została ogłoszona polskim samochodem elektrycznym. Choć plany rządzących są zdecydowanie ambitne, to opinie ekspertów zwracają uwagę na poważne wątpliwości. Czy plan uruchomienia fabryki rzeczywiście okaże się z rzeczywistymi możliwościami?
O pierwszym polskim samochodzie elektrycznym mogliśmy usłyszeć już kilka lat temu. Mało kto traktował tę rewelację za pewnik, jednak wielu z nas zdziwiło się, gdy rząd rozpoczął proces wprowadzania planu w życie. Nie brak głosów krytyków, którzy uważają, że to stanowczo za mało, a narzucone terminy są kompletnie nierealne.
Plan zakłada, by w ciągu 2 latach uruchomić fabrykę, która wyprodukuje pierwszy oficjalny egzemplarz Izery. Eksperci obiektywnie wskazują na kompletny brak przygotowania odpowiednich fundamentów, które pozwoliłyby na trzymanie jakichkolwiek płonnych nadziei w tym temacie.
Wracając do meritum, plany dotyczące Izery są jak najbardziej realne. Jak miałby wyglądać polski elektryk? Ile będzie kosztował?
Piotr Zaremba, prezes ElectroMobility Poland wskazuje, że modele, które zjadą z linii montażowej w 2023 roku, nie będą odbiegać wyglądem od projektów koncepcyjnych. Co ciekawe, za projekt odpowiedzialna byłaby włoska firma Torino Design. Polacy zaś zajęliby się wnętrzem polskiego elektryka. Prace nadzorować ma Tadeusz Jelec, znany z pracy w brytyjskim Jaguarze.
Co ważne – Izera nie trafi do tradycyjnej sprzedaży. Jedyną możliwością przejażdżki polskim elektrykiem będzie uiszczanie miesięcznej raty oraz pokrywanie kosztów ładowania akumulatorów. Według nieoficjalnych informacji: miesięczna opłata za korzystanie z Izery będzie wynosić mniej niż 1200 złotych.
„Stosowany w samochodach elektryczny napęd pozwoli osiągnąć przyspieszenie od 0 do 100 km/h w niecałe 8 sekund. Planujemy wprowadzenie dwóch pojemności baterii. Wszystko po to, żeby najlepiej dopasować oferowany zasięg do potrzeb użytkowników. Samochodami będzie można przejechać do 400 km na jednym ładowaniu. Bez problemu naładujemy je w domowych ładowarkach typu „powerwall” i szybkich stacjach ładowania” – przekonuje Łukasz Maliczenko, dyrektor do spraw rozwoju technicznego produktu ElectroMobility Poland.
To było by na tyle, jeśli chodzi o jakiekolwiek zapowiedzi technicznych możliwości i parametrów Izery. Nie wiadomo, z jakich komponentów będzie korzystać spółka ElectroMobility Poland. Podejrzewamy, że nie wie tego nawet prezes firmy.
Trudno znaleźć w planach polskie akcenty (poza wnętrzem). Projekt Izery został przygotowany przez włoskiego projektanta, samochód zostanie złożony z gotowych podzespołów. Czym w takim razie produkcja Izery będzie się różniła od pracy fabryk zagranicznych koncernów na polskim rynku? Na myśl przychodzi organizacja ciągu produkcyjnego, miejsc pracy, wykonawców i budowa fabryk. Nie jest łatwo zgodzić się z myślą, że polski producent działający na podstawie gotowych rozwiązań, przyniesie daleko idące korzyści biznesowe i społeczne. Trudno mówić także o zysku – pokrycie strat podyktowanych zakupem niezbędnej technologii będzie syzyfową pracą.
Podsumowując, nie warto wyczekiwać nowego „polskiego” samochodu elektrycznego. Zaledwie dwa lata przed planowaną premierą, nie wiadomo praktycznie nic o Izerze. Ambitny, choć niewykonalny plan, najprawdopodobniej przyniesie więcej szkód niż pożytku. Wśród ludzi zatrudnionych i prowadzących ElectroMobility Poland ze świecą szukać specjalistów światowej skali czy zdroworozsądkowego myślenia.
Na uwagę zasługuje również rewelacja dotycząca braku możliwości posiadania polskiego elektryka na własność. Choć prawdą jest, że odchodzenie od własności prywatnej jest jednym z najszybciej rosnących trendów, to trudno oczekiwać, że w ciągu dwóch latach przerodzi się w ogólnoświatową modę.
(fot. materiały prasowe Izery)